Razu pewnego Książę Henryk, Brodatym zwany wyprawił się był na łowy ze świtą swoją w podtrzebnickie lasy. Dworzanie zapędziwszy się za turem nieopatrznie, oddzielili się od Księcia, któremu koń zgubiwszy podkowę okulał.
Spragniony i głodny Książę wlókł się przez gęsty las, prowadząc za sobą okulałego konia. Owóż nagle natrafił w gąszczu na małą kuźnię nad stawem pobudowaną, gdzie Książę poprosił o popas. Kuźniczycha w czasie gdy jej mąż kowal podkuwał książęcego konia, napoiła Księcia i uraczyła naprędce uwarzoną potrawą. Było to siekane mięso zawinięte w liście pokrzywy rosnącej za oknem chaty, uduszone w czereśniach z pobliskiego sadu, okraszone miodem z własnej barci i obficie zaprawione tureckim pieprzem od kupców arabskich nabytym. Książę jadł, głośno chwaląc smak potrawy i często do michy dobierając nowych porcji.
Podziękowawszy, Książę w nagrodę za pomoc i iście królewskie potraktowanie nadał osadzie liczne przywileje, herb i nazwę – Kuźniczysko.
Po szczęśliwym powrocie do Trzebnicy, Książę wyprawił ucztę, na której potrawa zwana odtąd „zawijasy kuźniczyskie” przodowała na stołach biesiadnych, wzbudzając zachwyt i podziw dla umiejętności kucharskich prostej żony kowala.